Siła młodości - „Yuva”

„Yuva” to szary i dość ponury film. Jego fabuła jest mocno zagmatwana i trzeba się porządnie skupić się przy oglądaniu, zwłaszcza na początku. Trochę nie do końca wiem jak ten film ocenić… Zaraz wyjaśnię dlaczego.

Po “Yuva” sięgnęłam jeszcze pod koniec tamtego roku kalendarzowego z bardzo banalnego powodu. W jednym z wpisów przyznałam się, że do końca 2020 roku chciałabym mieć w blogowej „filmografii” pod każdą literą chociaż jeden film. Zauważyłam, że nie mam nic pod Y, więc rozpoczęłam poszukiwania co by tutaj pasowało... Napatoczyła mi się „Yuva”, więc uznałam że warto go sobie przypomnieć. Filmweb przypomniał mi, że widziałam go już ponad 6 lat temu i jedyne co z niego pamiętałam, to fakt, że nie jest to ckliwa, prosta opowieść z pięknym zakończeniem, a jakiś trudniejszy dramat o zabarwieniu politycznym. Fakt, że najchętniej sięgam jednak po te bajkowe filmy, ale warto też czasem spróbować czegoś cięższego. Odpaliłam go więc i zasiadłam do seansu.


W pierwszych scenach filmu spotykamy trójkę bohaterów, których drogi krzyżują się na jednym moście. Jeszcze nic o nich nie wiemy, a akcja rozgrywa się dość gwałtownie. Dopiero po chwili poznajemy każdego z nich w retrospekcjach. Lallan (Abhishek Bachchan) wychodzi z więzienia i łapczywie korzysta z odzyskanej wolności. Jedzie po swoją żonę Sashi (Rani Mukherjee), z którą rozpoczynają na nowo wspólne życie. Choć Lallan bardzo kocha Sashi to nie jest jednak zbyt dobrym mężem... Źle traktuje Sashi, zdarza mu się stosować przemoc fizyczną. Często spotyka się z podejrzanymi typkami i angażuje się w szemrane interesy. Kiedy dowiaduje się, że zostanie ojcem, próbuje się zmienić, ale okazuje się, że nie jest w stanie wygrać ze swoją agresywną naturą. Miesza się w polityczne sprawy i zgadza się dokonać pewnego zabójstwa...


Michael (Ajay Devngn) również nie jest grzecznym chłopcem. Jest co prawda zdolnym studentem, ma miłą i spokojną dziewczynę Radhikę (Esha Deol) i z pozoru wydaje się przykładnym człowiekiem. Również on udziela się w polityce.  Jest przywódcą ruchu politycznego na uczelni i w małych miejscowościach. Polityka jednak w tamtych realiach ma to do siebie, że czasami wymaga użycia siły. Michael też nie jest od tego wolny – często wdaje się bójki. Stoi jednak po przeciwnej stronie niż Lallan, a ich drogi zbliżają się do siebie kilkukrotnie.


Arjun (Vivek Oberoi) to lekkoduch i niepoprawny podrywacz. Korzysta z życia, uwielbia dobrą zabawę i przez życie idzie z szerokim uśmiechem na twarzy. Planuje wyjazd do Stanów Zjednoczonych na studia. Czekając na wizę spędza czas w swojej rodzinnej miejscowości. W jednym z klubów spotyka Meerę (Kareena Kapoor), która staje się jego kolejnym celem. Dziewczyna co prawda dopiero co się zaręczyła, ale była to tak na prawdę decyzja jej rodziców. Mimo to spotykają się i rodzi się między nimi przyjaźń, a później zakochują się w sobie. Poznaje też Michaela i wtedy wszystko się zmienia...



Tak jak wspominałam na początku, wspólna historia tych trzech mężczyzn zaczyna się na tym moście, ale również i kończy. Więcej nic nie powiem! ;) Jedyne co mogę zdradzić to tylko to, że wygrywa tytułowa młodość.

Ajay Devngn zawsze wzbudza we mnie jakieś nieprzyjemne odczucia. Nie lubię go jakoś... Tutaj jego postać była raczej pozytywna, a mimo to nie polubiłam też Michaela i nie zbyt mu kibicowałam.

Zupełnie inaczej rzecz miała się z Arjunem. Ogromną radość sprawił mi Vivek Oberoi na ekranie. Dawno temu był jednym z moich ulubieńców, ale teraz już rzadko grywa w filmach i nie miałam okazji widzieć go już bardzo długi czas. Jego postać w „Yuva” przechodzi transformację z niedojrzałego podrywacza do osoby zaangażowanej w związek i sprawy polityczne. Zmiana bardzo na korzyść.

Najlepiej z całej trójki wypadł moim zdaniem Abhishek Bachchan. Stworzony przez niego Lallan był bardzo przekonujący i mimo, że był okrutny, budził lęk i odrazę to uważam, że aktorsko zrobił to świetnie. Nie przypominam sobie żebym widziała go wcześniej w tak negatywnej roli. Jego występ w „Yuva” na pewno zapamiętam na długo, bo mocno wyróżnia się na tle innych ról, z których go pamiętam. A niewiele brakowało, a nie zobaczylibyśmy go w tym filmie (ale o tym za momencik).

Jeśli chodzi o role kobiece to nie mam o nich za wiele do powiedzenia. Były one raczej tłem opowieści. Najbardziej podobała mi się Rani Muherjee, która z Abhishekiem stworzyła świetny duet, opowiadający o trudnej i niemal niemożliwej miłości. Iskrzyło między nimi niesamowicie! Przykładem tego jest np. piosenka „Kabhi Neem Neem”.




Trudny film, ale warty obejrzenia. Myślę, że jest zrobiony całkiem dobrze. Fabuła składa się z wielu retrospekcji i na początku wydaje się, że wszystko to jest strasznie zakręcone i skomplikowane, ale dość szybko udaje się to zrozumieć i posklejać ze sobą wszystkie wątki. Całość spaja scena na moście pokazana z perspektywy każdego z głównych bohaterów. Ten zabieg bardzo mi się podoba. Fajnie pokazuje jak zmienia się odbiór danej sytuacji po poznaniu postaci i ich historii. To taka szybka refleksja warta zastosowania również w życiu, a obrazują ją poniższy mem wyciągnięty gdzieś z odmętów demotywatorów 😊

 


Wracając do filmu mam jeszcze kilka ciekawostek. Pierwotnie film miał nosić tytuł „Howrah Bridge” (jest to nazwa mostu, który odgrywa tak dużą rolę) i został zapowiedziany z zupełnie inną obsadą. Hritrik Roshan miał wystąpić jako Lallan, ale zrezygnował ze względu na terminarz prac nad innymi produkcjami. Następnie rola ta została zaproponowana Abhishekowi, który pierwotnie ją odrzucił. Na szczęście zmienił zdanie ;)

Również Michael mógł mieć inną twarz – brani pod uwagę do tej roli byli Akhay Kumar, Shah Rukh Khan i Bobby Deol którzy jednak odmówili.

Na koniec jeszcze fakt raczej znany w środowisku fanów bolly, ale wart przypomnienia. Równolegle z Yuva powstawała wersja tamilska pod tytułem „Ayutha Ezhuthu”. Chciałabym kiedyś ją też zobaczyć. Nie do ogarnięcia dla mnie jest, że Madhavan wystąpił tam w roli Inbasekara który odpowiada postaci Lallana z „Yuva”. Taka przyjemna buźka nijak nie pasuje mi do kryminalisty i mordercy. Zebrał przy tym świetne recenzje, lepsze nawet niż Abhi. Zdecydowanie muszę to zobaczyć.

 


A dlaczego pisałam, że mam problem z oceną? Powodów jest kilka. Tak jak napisałam na początku, minęło już sporo czasu od seansu i wrażenia trochę mi się już zatarły. Druga sprawa – chyba najważniejsza. Nie znam dobrze politycznych realiów panujących w Indiach, a już zwłaszcza tych lokalnych, o których w znacznej mierze „Yuva” się opiera. Czuję, że ten aspekt nie jest przeze mnie dość dobrze zrozumiany, a jest on tu przecież tak ważny. Kolejna sprawa jest taka, że jakoś nie umiem porównać go do innych filmów ocenionych przeze mnie w ostatnim czasie i mam lekki zawrót głowy z tego powodu… ;) Tak więc muszę przyznać, że moja ocena jest taka troszkę nie do końca oczywista nawet dla mnie. Ogólnie mogę powiedzieć, że film został mi w pamięci i zapamiętałam go jako dobry, chociaż dość przygnębiający przez większość czasu. Mogę go polecić, ale chyba bardziej osobom obeznanym już choć trochę z kinem indyjskim.

 

Moja ocena:

7/10

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kilka memów na poprawę humoru

Sushant Singh Rajput nie żyje

„Love Aaj Kal” x 2