[Filmy z Indiami w tle] cz.1

Nigdy nie zdawałam sobie sprawy jak wiele jest filmów z motywami indyjskimi, które nie są typowym indyjskim kinem. Od jakiegoś czasu zaczęłam wypisywać sobie takie tytuły, bo chciałam sobie niektóre z nich przypomnieć, a inne zobaczyć po raz pierwszy. Przy okazji też planowałam zrobić zestawienie takich filmów dla was, ale przygniotła mnie ich ilość. Okazuje się więc, że nie jest to zadanie tak szybkie jak myślałam, dlatego dziś tylko część pierwsza, a w niej kilka oczywistości i dwa filmy, o których mogliście jeszcze nie słyszeć (a na zestawienie przyjdzie czas jak już uznam, że wszystko namierzyłam i obejrzałam). Zapraszam!

 



Na początek to co pewnie każdy już zna:

Hotel Marigold (2011)



Jest to produkcja brytyjsko-indyjska. Grupa emerytowanych Brytyjczyków postanawia porzucić swoje codzienne troski i wyjechać do Indii. Wybierają z broszury piękny hotel w Jaipurze, który posiada ofertę dla osób w podeszłym wieku i zapewnia im odpowiednią opiekę i atrakcje. Najlepszy Egzotyczny Hotel Marigold na miejscu okazuje się jednak prawie ruiną. Za namową dobrodusznego i nieco ekscentrycznego managera hotelu (Dev Patel) postanawiają zostać i cieszyć się swoim pobytem w Indiach. Większość z bohaterów przystosowuje się do tego miejsca i z zainteresowaniem zwiedza okolicę i zawiera nowe znajomości. Jak to w życiu bywa, każdy z nich ma za sobą bagaż doświadczeń, a pozostawione w ojczyźnie sprawy nie dają o sobie zapomnieć nawet wiele kilometrów dalej. Każdy z bohaterów przeżywa trudności i rozterki, znajdują jednak ukojenie i rozwiązanie problemów. Przy okazji pomagają też doprowadzić hotel do lepszego stanu. Bardzo przyjemne kino familijne z fantastyczną obsadą. 

 

Uroczych staruszków możemy spotkać ponownie:

Drugi Hotel Marigold (2015) 

Druga część uroczej opowieści o emerytach spędzających jesień swojego życia w Najlepszym Egzotycznym Hotelu Marigold. Wśród znanych nam już gości hotelowych pojawiają się nowi, którzy zupełnie niespodziewanie mocno namieszają. Znów obserwujemy rozterki wspaniałych staruszków i kibicujemy im w pokonywaniu trudności. Jesteśmy też świadkami dziwnych wyskoków właściciela hotelu i towarzyszymy mu w podejmowaniu kilku ważnych decyzji biznesowych i życiowych. Klimat filmu jest moim zdaniem bardziej bollywoodzki niż w części pierwszej (usłyszymy tu dwie piosenki znane z filmów bolly i zobaczymy całkiem niezły układ taneczny). Z aktorów muszę zdecydowanie wyróżnić Maggie Smith, którą pokochałam już jakiś czas temu za jej rolę w "Downton Abbey", a w obu częściach Hotelu Marigold jest wprost boska! Oba filmy oglądałam z szerokim uśmiechem na twarzy, ale chyba ta druga podobała mi się nieco bardziej ;) Z ogromną radością przywitałabym kolejną, ale chyba niestety się nie zapowiada...

 

Teraz dwa filmy, których możecie nie znać:

Podróż do Bombaju (2004)

Tym razem produkcja szwedzka, która niedawno pojawiła się na Netlixie z polskimi napisami. Nastolatka indyjskiego pochodzenia została adoptowana i wychowana w Szwecji. Pociąga ją ojczysty kraj, ogląda filmy indyjskie i marzy o tym by tam pojechać choć na krótkie wakacje. Odkrywa, że jej biologiczna matka próbowała nawiązać z nią kontakt, ale adopcyjna matka nigdy jej o tym nie powiedziała. Czuje się oszukana i ze swoją przyjaciółką planuje polecieć do Bombaju i ją odnaleźć. Muszą najpierw zebrać fundusze i ogarnąć kwestie formalne. Sprawy wymykają się trochę spod kontroli i do Indii trafia jednak sama. Ciekawa historia z dużym potencjałem, ale uważam że niewykorzystanym. Albo może wykorzystanym, ale słabo. "Podróż do Bombaju" to produkcja o nastolatkach dla nastolatków. Dużo w nim typowych młodzieżowych problemów jak nieudane farbowanie włosów, pierwsze zauroczenia czy rywalizacja w szkole i na zajęciach pozaszkolnych. Jakbym jeszcze była uczennicą czy chociaż studentką to może by mi się bardziej spodobał, ale te czasy już bezpowrotnie minęły i film ten oceniam dość słabo. Doceniam jednak pomysł i chęć nawiązania do indyjskiej kultury. Film jest króciutki, bo trwa niecałe półtorej godziny więc śmiało możecie obejrzeć jako ciekawostkę ;)

 

Rytmy Bollywood (2009)

Dość niszowa produkcja z USA o Indusach mieszkających w Stanach Zjednoczonych. Raj kocha taniec i chciałby na nim zarabiać. Bierze udział w wielu castingach, ale nikt nie chce dać mu szansy. Rodzice nalegają, żeby w końcu zaczął pracować i na siebie zarabiać. Kiedy zrywa z nim dziewczyna, a rodzice stawiają ultimatum wydaje mu się, że jego marzenia nigdy się nie spełnią. Na swojej drodze spotyka jednak Jyoti, która proponuje mu prowadzenie zajęć tanecznych dla kobiet. Tam poznaje wesołą ekipę i spełnia się w roli nauczyciela tańca przy okazji angażując się w nowe przyjaźnie. W sumie sympatyczny film, ale strasznie kwadratowo zrealizowany i jakoś tak dziwnie kręcony... Aktorstwo słabe, montaż słaby i nawet taniec słaby (chociaż jest przecież głównym motywem filmu). Coś w nim jednak jest, bo jak przyzwyczaiłam się do tej dziwnej formy to nawet nieźle mi się oglądało i oceniam go nieco lepiej niż "Podróż do Bombaju".

 

A na koniec dzisiejszego zestawienia wisienka na torcie:

Podróż na sto stóp (2014)

Oglądając ten film poważnie zgłodniałam! :) Opowiada o rodzinie emigrantów z Bombaju, którzy po przeżyciu wielkiej tragedii opuszczają swój kraj i osiedlają się w małej francuskiej miejscowości. Otwierają indyjską restaurację i pełni są nadziei na lepszą przyszłość. Niestety spotykają się z ogromną niechęcią ze strony właścicielki istniejącej tam już restauracji i jej pracowników. Miłość do gotowania jest jednak ponad wszelkie różnice i za sprawą niezwykle ambitnego Hassana dochodzi do pojednania, a pomiędzy upartym indyjskim ojcem rodziny (Om Puri) i restauratorką Madame Mallory (Helen Mirren) zaczyna się ciepła relacja (może to miłość?). Moim zdaniem bardzo dobrze zrealizowana historia z pięknym morałem "dom jest tam gdzie twoja rodzina". Bardzo zachęcam do obejrzenia.


🍲🍲🍲🍲🍲 


Ten ostatni film oglądałam w ubiegły piątek i jak się okazało było to preludium do pysznego weekendu. W sobotę na obiad zamówione specjały z ulubionej restauracji indyjskiej, wieczorem kurczak w orientalnym sosie przygotowany przez moją koleżankę, a w sobotę najlepsze – butter chicken ugotowany przez mojego męża (z moją drobną pomocą). Wyszło nam prawie idealnie! Uzyskaliśmy bardzo podobny smak to tego, który tak uwielbiamy w indyjskich restauracjach. Zobaczcie sami jak pysznie to wyglądało! Tym sposobem dzień kobiet obchodziłam dzień wcześniej niż wypadało to w kalendarzu ;)



Dzisiejszy wpis dobiega już końca. Dajcie znać czy widzieliście już filmy, które opisałam i jaka jest wasza opinia o nich. Jeżeli znacie inne filmy nie indyjskie, w których w tle można zobaczyć indyjską kulturę, akcja dzieje się w Indiach lub bohaterami są Indusi to dajcie znać w komentarzach. Chętnie zweryfikuję czy mam je już na liście ;)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kilka memów na poprawę humoru

Sushant Singh Rajput nie żyje

„Love Aaj Kal” x 2