„Mary Kom” – boks w damskim wydaniu
Chociaż sama nie jestem typem sportsmenki to całkiem chętnie sięgam po filmy sportowe. Olimpijski klimat naprowadził mnie na film „Mary Kom”, czyli biografię Indyjskiej bokserki, która miała okazję zaprezentować się w niedawno minionej Olimpiadzie. Jest to kolejna historia o silnej i zdeterminowanej kobiecie, która przełamuje stereotypy mimo wielu przeciwności. Dla mnie była bardzo inspirująca. Może i wam się spodoba?
„Mary Kom” obejrzałam już ze 3 tygodnie temu, ale jakoś nie znalazłam czasu na przygotowanie posta. Dopiero teraz udało mi się zebrać w kupę swoje luźne komentarze zanotowane w trakcie oglądania i dopisać ciekawostki i podsumowanie. Ciekawa jestem czy już oglądaliście ten film. Dajcie znać w komentarzach. Ja długo nie mogłam się do niego przekonać, bo jakoś nie przepadam za filmami sportowymi. Właściwie wszystkie zdają mi się podobne do siebie i mnie to nie zachęca do seansów. Nie zachęca, ale faktem jest, że jak jednak się zmobilizuję i jakiś obejrzę to zwykle mi się podoba. Tak było i tym razem :)
Film "Mary Kom" jest oparty na fragmencie życia i kariery bokserki o pseudonimie właśnie Mary Kom.
Ona sama napisała zresztą autobiografię zatytułowaną „Unbreakable”, na której
oparty jest ten film. Miał on swoją premierę na Międzynarodowym Festiwalu
Filmowym w Toronto w 2014 roku, stając się pierwszym filmem w języku hindi,
który zostanie pokazany w dniu otwarcia festiwalu.
Młodziutka Mangte Chungeijang Kom (Priyanka Chopra Jonas) to córka ubogiego
rolnika uprawiającego ryż. Pewnego dnia znajduje rękawicę bokserską, dzięki
której zaczyna fascynować się boksem pomimo dezaprobaty jej ojca. Po jednej z
bójek trafia do profesjonalnej sali bokserskiej. Dziewczyna poznaje tam trenera
Narjita Singha (Sunil Thapa) i opowiada mu o swoich bokserskich aspiracjach. Trener
godzi się, żeby odwiedzała jego siłownię i obiecuje, że będzie ją trenować. Dziewczyna
zaczyna więc regularnie chodzić na siłownię, informując o tym matkę, ale nie
ojca. Upór i determinacja sprawiają, że zaczyna odnosić pierwsze sukcesy.
Trener decyduje się, zabrać ja na ważne zawody, ale ze względu na trudne do
wymówienia i zapamiętania imię sugeruje jej używanie pseudonimu. Tak właśnie
rodzi się Mary Kom. Jej przydomek zaczyna robić się coraz popularniejszy wśród
ludzi. Wtedy ojciec dowiaduje się o jej zaangażowaniu w boks. Stawia jej
ultimatum. Mary musi wybrać między nim a boksem. Ta z bólem serca wybiera swój
ukochany sport. Na szczęście ojciec dość szybko wybacza i zostaje jej wiernym fanem.
Mary odnosi kolejne sukcesy i staje się mistrzynią Indii w boksie. Dzięki
swojej pasji poznaje przesympatycznego piłkarza Onlera (Darshan Kumar). Po
bliższym poznaniu, Mary zgadza się go poślubić, ku niezadowoleniu jej trenera.
Po ślubie bardzo szybko zachodzi w bliźniaczą ciążę i porzuca karierę, by
opiekować się dziećmi. Miłość do rodziny nie przyćmiła jednak jej pasji i Mary
szybko wraca do treningów. Trener Narjit Singh znów bierze ją pod swoje
skrzydła i kobieta znów zaczyna odnosić sukcesy. Film pokazuje jednak jak
ciężkie jest dla niej opuszczanie rodziny, zwłaszcza w trudnych chwilach, kiedy
serce nakazuje jej bycie z nimi. Napotyka też na inne przeciwności, ale
wewnętrzna siła nie pozwala jej się poddać i zdobywa kolejne trofea. Chociaż
film się kończy to historia o Mary Kom tak prawdę trwa nadal, gdyż mimo wieku
bliskiego już 40-stki, jest ona wciąż aktywną bokserką.
Ostatnimi ważnymi zawodami były dla Mary Kom niedawno minione Igrzyska
Olimpijskie w Tokio. Oczywiście nie było tego w filmie, to moja dygresja J Niestety nie udało jej się wywalczyć żadnego medalu. Z jej ostatnią walką
wiążą się pewne kontrowersje. Ja zupełnie nie znam się na boksie, dlatego
ciężko mi zrozumieć relacje internetowe na ten temat na anglojęzycznych
portalach (a po polsku niestety nic nie znalazłam… jak to w ogóle możliwe?).
Jedno co dobrze rozumiem to to, że zeszła z ringu myśląc, że wygrała rundę i
będzie walczyć dalej. W tym przeświadczeniu odbyła nawet pierwsze rozmowy z
dziennikarzami. Informacja o przegranej była dla niej szokiem, jednak bokserka
z Manipur powiedziała, że zamierza kontynuować karierę pomimo złamanego serca.
„Walczę od 20 lat. Jestem mamą, mam czwórkę dzieci i ciągle walczę i wiele
osiągam. Będę walczyć do 40 roku życia” – powiedziała.
Niestety te Igrzyska były jej ostatnimi. Oficjalne wytyczne federacji
bokserskiej dotyczące wieku nie pozwolą jej wziąć udziału w kolejnych
igrzyskach olimpijskich. Obecny limit wiekowy ustalono na 40 lat, a Mary w 2024
roku będzie miała już 41.
Dobra, koniec dygresji, wracamy do filmu. Doczytałam się, że wybór Priyanki
do głównej roli nie był przez wszystkich dobrze przyjęty. Według wielu osób jej
uroda kompletnie nie przypomina realnej postaci, a wiele utalentowanych aktorek
w północnej części Indii mogłoby poradzić sobie w tej roli równie dobrze lub
nawet lepiej. Rzeczywiście, ciężko doszukać się podobieństwa między Priyanką, a
Mary. Były nawet pomysły ucharakteryzowania jej, albo komputerowej zmiany jej
wyglądu, ale próby te nie przyniosły oczekiwanego efektu i postanowiono skupić
się po prostu na historii i na oddaniu emocji.
A tak Priyanka Chopra Jonas wspomina swoją rolę: „Granie w „Mary Kom” wcale
nie było tym, czego się spodziewałem. Ciężar opowiadania historii żywej,
narodowej ikony był dla mnie obciążeniem, którego wcześniej nie brałam na swoje
barki. Pod wieloma względami było to surrealistyczne. Była mistrzyni świata w
sporcie, która nadal rywalizuje i jest na szczycie swojej kariery. To był
zaszczyt, ale i ogromna odpowiedzialność dla mnie jako aktorki. To było
wymagające zarówno pod względem fizycznym, jak i emocjonalnym, wymagające
ekstremalnej ilości treningów, aby nie tylko uzyskać formę fizyczną, ale także
nauczyć się jej szczególnego stylu boksu… Ona jest leworęczna, a ja praworęczna.
Musiałem więc nauczyć się boksować „południową łapą” (southpaw to potoczne określenie
leworęcznego boksera), co było ogromnym wyzwaniem. To doświadczenie, którego
nigdy nie zapomnę. Niesamowity zespół i równie wspierająca sama Mary
przeprowadzili mnie przez to wszystko.”
Film jest też jej debiutem jako piosenkarki śpiewającej w hindi. Generalnie
miała już za sobą debiut muzyczny, ale zdaje się, że tylko po angielsku i też nie
w filmie indyjskim. W „Mary Kom” pojawia się śpiewana przez nią piosenka „Chaoro”.
Bardzo ciekawym odkryciem dla mnie było to, że do udziału w tym filmie
przyznała się polska aktorka Lea Oleksiak (okazuje się, że miała ona więcej
epizodów w indyjskich filmach, serialach i reklamach, ale o tym może innym
razem). Dowiedziałam się o tym już po seansie i niestety nie mam pojęcia w jaką
postać się wcieliła, bo nie znalazłam nigdzie takiej informacji. Próbowałam ją
namierzyć przeskakując przez losowe momenty filmu, ale nie udało mi się. Jedynie
w jednym z wywiadów przyznała się, że przed filmem trenowała boks, stąd
domyślam się, że wcieliła się w jedną z bokserek. Może sceny z nią zostały
wycięte przy montażu, albo nie wykazałam się spostrzegawczością. Jeżeli komuś z
was uda się ją odnaleźć to proszę dajcie znać w komentarzu. Chętnie wrócę do
tych scen. Lubię takie polskie akcenty w indyjskich produkcjach ;)
Powoli zmierzamy już do podsumowania ;) Ja oglądałam film z dużą ciekawością. Tak na prawdę nie znałam tej postaci wcześniej i nie miałam świadomości jak interesującą drogą idzie. Jeżeli film jest zbieżny z faktami to bardzo podziwiam tą kobietę. Samo regularne uprawianie sportu już wymaga dużo samozaparcia (wiem, bo właśnie ubolewam nad jego brakiem), a jak dodać do tego fakt rodzenia dzieci (w filmie poznajemy tylko bliźniaki, które urodziły się jako pierwsze, a Mary i Onler mają już czwórkę) i powrotu do formy i intensywnych treningów to ja już wymiękam. Chociaż nie jestem wojującą feministką to nie wypada mi nie zauważyć, że z taką sytuacją nie mierzy się żaden mężczyzna. Zresztą nawet wśród sportsmenek też nie jest to powszechne. Zazwyczaj obserwuje się, że dziewczyny kończą swoje kariery sportowe w okolicach 35 i więcej lat i ewentualnie dopiero wtedy decydują się na dzieci. W tym kontekście sukcesy Mary Kom jeszcze bardziej zyskują na wartości. Ja nie mam dzieci, a i tak ciężko mi zmobilizować się do jakiejkolwiek aktywności fizycznej poza w miarę regularnymi spacerami. Trzeba mieć ogromną siłę psychiczną, żeby temu wszystkiemu podołać, zwłaszcza wtedy kiedy pojawiają się problemy.
Mimo to, „Mary Kom” to nie jest film, na którym wylejecie wiadro łez. Mi
tylko w jednym momencie zaszkliły się oczy. Nie wiem dlaczego tak mam, ale
ogromnie wzrusza mnie hymn Indii. W „Mary Kom” mamy okazję usłyszeć go na końcu
filmu świętując z Mary kolejne, spektakularne zwycięstwo i pomyślny finał
łamiącej serce sprawy prywatnej (o której jednak nie chcę mówić, żeby nie
zdradzić tak zupełnie wszystkiego). Ogólnie film oceniam dobrze. Potężna dawka
motywacji J
Moja ocena:
8/10
Komentarze
Prześlij komentarz