„Dil Bechara” – nie umieraj za życia!

Wyobrażam sobie, że życie osób chorych na nowotwory czy inne ciężkie choroby są nieustannie naznaczone myśleniem o śmierci. Film „Dil Bechara” jest hołdem złożonym dla właśnie takich osób. Zmagania z chorobą nie są tutaj głównym motywem. Opowieść skupia się raczej na tym, że pomimo wyraźnie bliższej perspektywy śmierci trzeba żyć pełnią życia, bo poddanie się może oznaczać „śmierć za życia”. Może nie jest to film wybitny, ale na pewno bardzo ważny i warty uwagi. Przy okazji jest to ostatni film w którym wystąpił Sushant Singh Rajput, przez co nabiera dodatkowo charakteru nostalgicznego.

Caly film "Dil Bechara" z polskimi napisami można obejrzeć na cda dzięki uprzejmości przemiłych bollymaniaków ;) 
Troszkę się wahałam czy na pewno obejrzeć ten film, ale przekonał mnie zwiastun:


Film zaczyna się smutną uroczystością, ponieważ jest to pogrzeb. Mąż nad grobem ukochanej żony opowiada o niej bardzo czule i wspomina wspólne chwile. W pogrzebie bierze udział również Kizie Basu (Sanjana Sanghi). Okazuje się, że chodzi ona na pogrzeby częściej, a podczas nich wyobraża sobie swoją rodzinę i przyjaciół na swoim własnym pogrzebie. Dziewczyna bardzo dużo myśli o tym, że kiedy umrze to zostawi po sobie wiele bólu i cierpienia wśród najbliższych i nie może się z tym pogodzić. 

Kizie stara się wieść jak najbardziej normalne życie. Przeszkadza jej w tym choroba, czyli rak tarczycy. Codziennie łyka mnóstwo pigułek i ciągle musi mieć przy sobie tlen. Zupełnie niespodziewanie zaczyna się koło niej kręcić szalony Manny (Sushant Singh Rajput), którego poznała na grupie wsparcia dla osób ciężko chorych. On również jest doświadczony chorobą, w wyniku której miał amputowaną jedną nogę. Mimo tego staje się dla Kizie odskocznią od cierpienia i daje jej mnóstwo radości. Dziewczyna odkrywa, że póki jeszcze jest na świecie może cieszyć się życiem i bawić niemal tak samo jak ludzie zdrowi.


Nie będę tutaj zdradzać za wiele fabuły, bo i po co. Ja oglądając film znałam co prawda zakończenie, ponieważ oglądałam jakiś czas wcześniej produkcję hollywoodzką „Gwiad naszych wina”. Myślę, że nie przeszkodziło mi to w odbiorze. „Dil Bechara” to tak naprawdę jego remake. Lepszy czy gorszy? Uważam, że nieco słabej jednak wypada indyjska wersja. Wydawało mi się, że trochę za mało wiarygodnie jest pokazana w tym filmie choroba. Przez większość czasu bohaterowie wyglądają zupełnie jak ludzie zdrowi (może poza rurką z tlenem Kizie). Osobiście raczej kiepsko znoszę filmy tego rodzaju, bo bardzo przykre jest dla mnie wczuwanie się w losy tak dotkliwie doświadczonych osób. Potem długo przeżywam, zastanawiam się, co by było gdybym ja była na ich miejscu, albo ktoś z moich bliskich był… Brrr… Nie lubię tych strasznych myśli. W „Dil Bechara” nie do końca ta realność jest zachowana. Przez to film oglądało mi się nieco łatwiej, ale czy to dobrze? Myślę, że właśnie odebrało mu to sporo autentyczności. Żal mi też trochę, że nie nadano filmowi więcej indyjskiego charakteru. Przypuszczam, że zamysł mógł być taki, żeby był to film uniwersalny i do obejrzenia dla wszystkich, ale ja chętnie zobaczyłabym coś może chociaż trochę mocniej osadzonego w tamtejszym świecie. 


Wróćmy do plusów 😉 Bardzo polubiłam w tym filmie postać Mannego. Jest on trochę zwariowany, ale o dobrym sercu i rozsądnym myśleniu. Nigdy nie waha się udzielić komuś pomocy i chętnie dąży do spełnienia marzeń swojej ukochanej Kizie. Uważam, że jest to naprawdę świetna rola Sushanta. Nie piszę tego z jakiegoś sentymentu czy żalu, że był to jego ostatni film. Naprawdę bardzo podobał mi się w tej roli. Jego momentami komediowy styl nieraz wywoływał uśmiech na mojej twarzy, a jego smutek i ból były bardzo autentyczne. W scenie, w której pojawia się Abhimanyu Veer (Saif Ali Khan) na początku miałam trochę ubaw z jego miny (wyglądał jakby zamierzał go zaraz pobić), ale chwilę później aż przeszły mnie ciary. W kontekście tego co wiemy że sie stało, scena ta jest niemal symboliczna. Zobaczcie i oceńcie to sami.

W trakcie oglądania kilka razy zaszkliły mi się oczy, ale na ostatnich ok. 20 min stopniowo zalewałam się łzami, żeby na końcu zamienić się w fontannę… Dużo pięknych, wzruszających słów i refleksji na temat przemijającego życia i miłości.

Moja ocena 7/10

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kilka memów na poprawę humoru

Sushant Singh Rajput nie żyje

„Love Aaj Kal” x 2