Sushant Singh Rajput nie żyje

Wczoraj wieczorem dotarła do mnie bardzo smutna wiadomość o śmierci Sushanta. Jego ciało zostało znalezione w jego rezydencji w Bandrze w Bombaju. Wszystko wskazuje na samobójstwo. Aktor znany z ról "Koi Po Che", "Drive" czy "Raabta" (ja osobiście widziałam go tylko w "M.S. Dhoni: The Untold Story" i kilku teledyskach z innych filmów) miał 34 lata. Prawdopodobnie cierpiał na depresję. Miał przed sobą jeszcze tak wiele...


Tak żegnają go koledzy i koleżanki z branży: 

 




Mnie chyba najbardziej poruszyły jednak słowa Karana Johara: 

"I blame myself for not being in touch with you for the past year..... I have felt at times like you may have needed people to share your life with...but somehow I never followed up on that feeling...will never make that mistake again...we live in very energetic and noisy but still very isolated times ...some of us succumb to these silences and go within...we need to not just make relationships but also constantly nurture them....Sushants unfortunate demise has been a huge wake up call to me ...to my level of compassion and to my ability to foster and protect my equations.....I hope this resonates with all of you as well....will miss your infectious smile and your bear hug". 

Nie będę może tłumaczyć całości, ale może sam początek: "Obwiniam siebie, że nie byłem z Tobą w kontakcie przez ostatni rok... Czułem czasami, że możesz potrzebować ludzi, by dzielić z nimi swoje życie... ale z jakiegoś powodu nigdy nie poszedłem za tym odczuciem... Nie zrobię tego błędu nigdy więcej..."

Ze smutkiem muszę przyznać, że wiem doskonale co ma na myśli Karan. Kilka tygodni temu żegnałam swoją kuzynkę, która również popełniła samobójstwo. Od momentu, kiedy się dowiedziałam wyrzucam sobie chwile, kiedy mogłam być bliżej niej, mogłam zadzwonić, odwiedzić, być blisko... Nie zdawałam sobie sprawy, że mierzy się z czymś tak strasznym, że może odebrać sobie życie. Wiedziałam, że ma problemy, przypuszczałam, że choruje na depresję, ale nie wiedziałam tego na pewno. Nie pytałam, bo wydawało mi się, że nie wypada. Czasami czułam takie „natchnienie”, że mogłabym nawiązać jakiś kontakt, ale liczyłam na to że ma fajną, troskliwą rodzinę, leczy się, osiąga sukcesy, więc będzie dobrze. Myślałam, że mogę tylko zaszkodzić, powiedzieć coś nie tak, spowodować u niej jakiś dyskomfort… Teraz żałuję każdej chwili, którą mogłam jej poświęcić. Nawet jeśli nie mogłam temu zapobiec, to chociaż spędziłabym z nią czas, dała poczucie, że nie jest sama. Żałuję tego straconego czasu baaaardzo mocno.

Nie lubię myśleć o samobójstwach słowami, że ktoś się zabił. Mam głębokie przekonanie, że naturalny w człowieku instynkt walki o własne życie nie dopuściłby to tego. Człowiek w takiej chwili nie myśli racjonalnie, nie widzi wyjścia z pewnych sytuacji, czuje się bezradny, bezsilny, samotny... Wolę więc określać to tak, że choroba go zabiła. Szalenie podstępna choroba...

Nie wiem tego na pewno, ale przypuszczam, że gdyby nie pandemia koronawirusa to moja kuzynka, Sushant i wiele innych osób mogłoby wciąż być na tym świecie. Izolacja jaka została nam narzucona stała się tzw. gwoździem do ich trumny. Ciężko się z tym pogodzić i przejść do porządku dziennego. Można jednak uczyć się na własnych błędach i nigdy już nie zostawić nikogo samego.

Planowałam napisać też o swoich zmaganiach, ale nie sądziłam że tak szybko nadarzy się ku temu sposobność. Nie jest mi łatwo się do tego przyznać, ale sama też cierpię na pojawiające się od czasu do czasu stany depresyjne i ataki paniki. Na szczęście szybko zareagowali na to moi bliscy i namówili mnie na wizytę u psychologa. Trochę się opierałam, ale w którymś momencie czułam się tak bardzo źle, że nie widziałam innego wyjścia. Korzystam teraz z psychoterapii i już po pół roku widzę dużą poprawę. Póki co nie było konieczności wdrażać leczenia farmakologicznego, i chyba wolałabym żeby taki moment nie przyszedł, ale jestem też na to gotowa. Nie uważam, żeby to był powód do wstydu. Długa droga jeszcze przede mną, ale mam pewne plany i marzenia, nie pozwolę na to, żeby coś mnie zatrzymało ;)

Moi drodzy czytelnicy – jeżeli ktoś z Was podejrzewa u siebie depresję lub jakąkolwiek chorobę psychiczną to nie wstydźcie się tego! Proszę, nie zostawajcie z tym sami! Wiem co możecie czuć i jak bezsilny jest to stan.  Poszukajcie w swoim otoczeniu pomocy, a jeżeli jej nie znajdziecie to piszcie do mnie. W miarę możliwości spróbuję pomóc, a przynajmniej wesprę dobrym słowem i może jakąś radą. Mój mail znajdziecie w zakładce „kontakt”. Bardzo trzymam za was kciuki!


[Edit] Po śmierci Sushanta w bollywood wrze dyskusja na temat nepotyzmu. Więcej na ten temat w moim poście: Czy bollywoodem rządzi nepotyzm?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Dangal” - zapasy nie dla kobiet?

Gdyby nie ten pierścionek... - „Jab Harry met Sejal”

[Filmy z Indiami w tle] cz.4