„English babu desi mem” – czy można kupić miłość dziecka?

Dziwne sceny w kinie indyjskim już przestały mnie chyba zaskakiwać, a w „English babu desi mem” jest ich całkiem sporo. Mnie to jednak nie razi i jak Wy również to przebolejecie to gwarantuję, że nie będzie tak źle 😀 Film jest dość przewidywalny. Opowiada o poświęceniu i miłości kobiety do dziecka, które wychowała i o tym, jak pewien bogaty krewny myśli, że wszystko da się kupić. Do grona moich ulubionych filmów na pewno ta produkcja nie wejdzie, ale zobaczyć było warto.


Ponury październik i koronawirusowa izolacja w zasadzie powinno sprzyjać oglądaniu filmów i aktywnością na blogu. U mnie ostatnio w życiu jakoś tak intensywnie, co chyba widać w troszkę rzadszej obecności tutaj. Nie znaczy to absolutnie, że już się zniechęciłam! Chociaż tak patrząc po wyświetleniach to póki co wciąż piszę przede wszystkim dla siebie. No ale nie przeszkadza mi to absolutnie ;) Udało mi się jakoś w ubiegłym tygodniu obejrzeć kolejny starszy film, który nigdy wcześniej nie wpadł w moje łapki i był dla mnie nadal nowością. „Młodzieniec z Anglii i hinduska”, bo taki jest tytuł nadany mu w Polsce, to dość sympatyczna komedia i romans, z elementami dramatu i kina akcji. Typowo - masala 😄

Początek filmy jest przedziwny. Nie wiedziałam trochę czy śmiać się czy płakać 😂 Trochę się bałam, że taki styl będzie utrzymany do końca, ale na szczęście to był tylko lekko żałosny wstęp. Przebolałam i stwierdziłam, że Shah Rukh Khan w potrójnej roli to nie byle co! Występuje tu w roli ojca oraz dwóch synów. Dobrze, że ta schizofrenia jest tylko na początku... 😄 Te pierwsze minuty filmu naładowane są dużą ilością treści. Rodzina mieszka od lat w Londynie i czuje się już Brytyjczykami. Jeden z synów - Vikram zainteresowany jest gównie pomnażaniem majątku rodziny, natomiast drugi –Hari, wręcz przeciwnie – potrafi tylko trwonić pieniądze. Rodzina Majurów postanawia go ożenić, licząc na to, że ustatkuje się i spoważnieje. On jednak postanawia uciec do swojej ojczyzny, czyli do Indii. Samolot, którym leci rozbija się... I to by mógł być koniec historii, a to zaledwie kilka minut filmu! 😆

Hari przeżywa katastrofę dzięki pięknej Katariyi, która znajduje go rannego i opiekuje się nim. Kiedy on wraca do zdrowia, rodzina uznaje go za zmarłego. Hari, w obawie, że rodzina nadal będzie chciała wyprawić mu wesele postanawia nie ujawniać, że żyje i związuje się z troskliwą Katariyą. Ich szczęśliwe życie w Indiach nie trwa jednak zbyt długo. Oboje umierają po pożarze domu zostawiając po sobie malutkiego synka. Wychowuje go siostra kobiety - Bijuriya, która w momencie objęcia nad nim opieki sama jest jeszcze dzieckiem. Prowadzi trudne życie, jest zmuszona porzucić naukę i zostać tancerką, aby zarobić na utrzymanie swoje i chłopca. Jest przez to uważana za prostytutkę, chociaż ona nigdy nie pozwoliła sobie na taką hańbę. Mimo tej nieprzychylności ludzi nie traci uśmiechu na twarzy i ofiarnie zajmuje się swoim siostrzeńcem. Chłopczyk ma na imię Nandu. Zdrowo się rozwija, dorasta i nabiera samodzielności.  

Tymczasem Vikram odnosi mnóstwo sukcesów, dzięki czemu pojawia się w telewizji. Opowiada o swoich osiągnięciach i o rodzinnej tragedii. Program ten ogląda jeden z bliskich znajomych Bijuriyi i w ten sposób dowiaduje się, że Nandu ma ciągle rodzinę od strony ojca, która zresztą jest bardzo zamożna. Postanawia zawiadomić ich o istenieniu Nandu licząc na to, że w ten sposób pomoże finansowo dziewczynie i chłopcu. Vikram nie dowierza w to czego się dowiaduje. Przyjeżdża do Indii, aby dowiedzieć się prawdy. Poznaje Bijuriyę, która jednak daje mu się poznać jako bogata maharani, choć w rzeczywistości ledwie wiąże koniec z końcem. Nie chce mu oddać Nandu, którego kocha jak własne dziecko.

Vikram jest oczarowany Bijuriyą i szuka jej w jej miasteczku czy wsi (cokolwiek to jest). Niestety nie zna jej miejsca zamieszania ani prawdziwego imienia i nie może jej nigdzie znaleźć. Poszukiwania sprawiają, że spóźnia się na transport do hotelu i musi zostać w tej samej miejscowości. Przypadek sprawia, że spotyka na swojej drodze Nandu, który pomaga mu znaleźć nocleg, a przy okazji zaprzyjaźnia się z nim, nie wiedząc że to jego bratanek. Nieświadomy niczego chłopczyk postanawia nawet zeswatać nowego kumpla ze swoją opiekuńczą ciotką... Robi się z tego wszystkiego afera na miarę bollywood 😉

Prawda jednak szybko wychodzi na jaw. Wujek Vikram pokazuje młodemu dom rodzinny w Londynie i kusi go luksusami i niestety chłopczyk ulega jego wpływom i staje się nieznośny i zmanierowany. Czuje się bogaczem i trochę zapomina o swoim wcześniejszym prostym życiu... Nie przestaje jednak kochać swojej Bijuryii i w jednym z kluczowych momentów wyrzeka się dla niej wszystkiego co oferuje mu bogaty wuj. Akcja jednak wywraca się po raz kolejny. Oglądamy więc bardzo smutne, dramatyczne obrazki, ale nie chcę tutaj wszystkiego zdradzać 😀 W każdym razie wszystko kończy się dobrze, czyli jak na bollywood przystało😄


Muszę powiedzieć, że film jest dość przewidywalny, chociaż szczegółów i zwrotów akcji nie do końca się spodziewałam. Domyślałam się za to jak skończy się to szaleństwo, ale co z tego! Szaruczek w kolorowej kamizelce z czerwoną muchą na szyi to zaiste niezapomniany widok, który wynagradza te prawie 3 godzinki spędzone z filmem. A jak się w tej kamizelusi tłucze ze zbirami w obronie niewiasty, to już sami musicie zobaczyć, bo zapewne sami wyobrażacie sobie, że te sceny akcji są przegenialne (jak to w bollywood, zwłaszcza w filmach z lat 90.). Mamy tutaj zresztą trochę takich absurdalnych scen, zwłaszcza na początku, chociaż też i później. Zresztą nie ma co dużo szukać – niejeden widz już po tym początku by pewnie stwierdził, że to idiotyzm oglądać taki film, a ja jednak nie dałam się zwieść. To jest po prostu miłość do Indii i nic nie poradzę 😉

Sonali Bendere widziałam chyba dopiero po raz drugi. Wcześniej było to w „Hum Saath-Saath Hain”, który opisywałam już na blogu, gdzie wystąpiła w roli nieśmiałej Preeti, ale tam jej rola była zupełnie inna. W „English Babu Desi Mem” to pewna siebie, silna, seksowna kobieta potrafiąca zadbać o swój los. Do tego świetnie tańczy! Jeśli macie ochotę, to zobaczcie tutaj:


Troszkę bardziej krytycznie muszę jednak spojrzeć na piosenkę „Na Tere Bina”, dziwnie jak dla mnie wygląda jak dziecko i to do tego chłopiec rzuca się i ciska śpiewając głosem dorosłej kobiety. Oczywiście prawo do emocji ma każdy i w indyjskim kinie właśnie te emocje najbardziej lubię. Ta piosenka mogła być (i chyba w zamierzeniu miała być) bardzo wzruszająca, ale ktoś coś przesadził i moim zdaniem wyszło karykaturalnie. Tak więc lekko się zniesmaczyłam, żadnej łzy nie ulałam, ale doświadczenie zaiste ciekawe.



Tak jak wspominałam na początku, film ten nie wchodzi do mojej czołówki. Jak na mój gust, trochę za dużo tutaj przerysowań. Niemniej jednak obejrzałam z ciekawością i uśmiechem na twarzy.

 

Moja ocena:

6/10

 


💙💚💛💜💖💜💗💜💖💜💛💚💙


W naszym kraju atmosfera się gotuje… Mnóstwo myśli w mojej głowie również wrze. Być może odważę się na jakiś osobisty komentarz w najbliższym czasie, ale jeszcze wiele rzeczy muszę sobie poukładać, muszę wyciszyć emocje. Mam tylko jedno przesłanie – Szanujmy się! Niezależnie od tego po której strony barykady stoimy to wierzę, że istnieje możliwość normalnej, rzeczowej rozmowy, wzajemnego zrozumienia i empatii. Wiem, że są nerwy, sama jestem zdenerwowana. Gniew jest uzasadniony, ale nie dajmy się porwać agresji. 

Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kilka memów na poprawę humoru

Sushant Singh Rajput nie żyje

„Love Aaj Kal” x 2