[O Indiach słów kilka] cz.6 - Aborcja w Indiach
Indie w moich oczach długo jawiły się jako magiczne, piękne i kolorowe. Jak każdy kraj borykają się jednak z wieloma różnymi problemami społecznymi. Jednym z nich jest dyskryminacja kobiet, które w którymś momencie zaczęły mówić dość i doprowadziły do wielu zmian prawnych, w tym do legalizacji aborcji pod pewnymi warunkami. W dzisiejszym wpisie starałam się zebrać jak najwięcej informacji na temat aborcji w Indiach. Starałam się napisać go obiektywnie, bez akcentowania własnej opinii. Mam nadzieję, że mi się udało.
Ostatnio znów nie było
mnie tu jakiś czas. Miałam niestety trochę problemów z komputerem, ale mój niezawodny
mąż na szczęście go zreanimował (dziękuję mężu! ;*), więc wracam z mocnym
tematem.
W ostatnich tygodniach w
Polsce trwa gorąca dyskusja na temat prawa aborcyjnego. Może teraz już troszeczkę
przycichło, ale nie zupełnie. Nie ma chyba osoby, która nie miałaby na ten
temat swojego zdania, nie każdy jednak chce o nim rozmawiać. W Indiach temat
ten również jest często podejmowany, a sam zabieg przerywania ciąży często jest
wykonywany legalnie, ale niestety i nielegalnie. Dlaczego tak się dzieje skoro
istnieje tam tak wiele sytuacji, w których aborcja jest dozwolona?
Do 1971 roku aborcja była
zakazana i surowo karana – kara należała się zarówno kobiecie, jak i osobie
która dokonywała zabiegu przerwanie ciąży. Jedynym możliwym wyjątkiem był
przypadek, kiedy tylko w ten sposób można było uratować życie matki. W latach
60-tych rozpoczęła się zacięta dyskusja na ten temat, rząd powołał specjalną
komisję, która miała za zadanie zbadać problem i zasugerować potencjalne
rozwiązania. Sugestie komisji w 1971 roku zostały przyjęte jako ustawa. Wprowadzone
wtedy przepisy można chyba w zasadzie nazwać kompromisem aborcyjnym przypominającym
trochę ten, który funkcjonuje (albo funkcjonował…?) obecnie w Polsce, choć z dużo
szerszym wachlarzem przypadków dozwolonych. Można jej bowiem dokonywać do 20.
tygodnia ciąży w sytuacji, gdy ciąża zagraża życiu lub zdrowiu (zarówno
fizycznemu jak i psychicznemu) kobiety; gdy istnieje podejrzenie uszkodzenia
płodu; gdy ciąża jest efektem gwałtu; gdy w ciążę zajdzie niezamężna nieletnia
poniżej 18 roku życia; gdy w ciążę zajdzie kobieta ubezwłasnowolniona lub gdy
do ciąży doszło po nieudanym zabiegu sterylizacji.
Kiedy zachodzą powyższe
sytuacje kobiety mogą zgłosić się na aborcję. Wszystkie szpitale rządowe są
uprawnione do świadczenia takich zabiegów. Obiekty w sektorze prywatnym
wymagają jednak zgody rządu. Wszystkie są ściśle kontrolowane. Znanych jest
jednak wiele przypadków nadużyć (no ale gdzie do nich nie dochodzi…).
Jak przekłada się to wszystko
na statystyki? Kilka lat temu pewne mądre instytucje (Instytut Guttmachera w
Nowym Jorku, Międzynarodowy Instytut Nauk o Ludności (IIPS), Rada Ludności Mumbaju
i miasto New Delhi) przeprowadziły bardzo szerokie badania mające na celu
oszacowanie częstości występowania aborcji w Indiach. Wyniki tego badania
ukazały się w grudniu 2017 roku w formie artykułu zatytułowanego „Częstość
występowania aborcji i niezamierzonej ciąży w Indiach 2015”. Oszacowano w nim,
że w 2015 roku w Indiach miało miejsce 15,6 miliona aborcji. 3,4 miliona (22%)
z nich miało miejsce w placówkach ochrony zdrowia, 11,5 miliona (73%) zostało przeprowadzonych
metodami medycznymi poza placówkami, a pozostałe 5% przypuszcza się, że zostało
to wykonane innymi metodami. Badanie wykazało ponadto, że odsetek aborcji wynosi
47 aborcji na 1000 kobiet w wieku 15–49 lat.
Prawie 56% aborcji w
Indiach określa się jako niebezpieczne. Są one trzecią najczęstszą przyczyna
zgonów kobiet w Indiach. Dlaczego kobiety uciekają się do ryzykownych metod,
które dodatkowo zazwyczaj nie są legalne? Pierwszym ważnym powodem są tamtejsze
wierzenia. Najpopularniejszą religią w Indiach jest hinduizm, o czym pewnie już
wiecie (jeśli nie, to zapraszam do pierwszej części mojego cyklu „O Indiach”). Uważa
się w niej, że dusza inkarnuje się w chwili poczęcia i jest już wtedy istotą
godną ochrony. Hinduizm uznaje więc aborcję za zbrodnię (jeden z 6 rodzajów
morderstwa) i za jeden z najcięższych grzechów (równa jest nawet zabiciu
kapłana – bramina). Kobieta, która dokonuje w Indiach aborcji, musi liczyć się
z utratą statusu kastowego (który według prawa także już nie istnieje, ale w
świadomości społecznej jest wciąż obecny), społecznym wykluczeniem i
potępieniem. Często więc, nawet jeśli istnieją przesłanki wskazane prawnie, woli
nie przyznać się do ciąży i przerwać ją po kryjomu.
Kolejna przyczyna tak częstych nielegalnych aborcji to kult mężczyzny. To co
jest bardzo charakterystyczne dla Indii to aborcja selektywna. Nazwa ta oznacza
przerywanie ciąży z powodu płci dziecka. Jak funkcjonuje to w Indiach? Otóż
najbardziej pożądanym potomstwem dla rodzin są chłopcy - bo mniej kosztują. „Obyś była matką tysiąca synów” to
najpopularniejsze życzenia ślubne składane w Indiach pannom młodym. Według
tradycji kobiety są przeznaczone do tego, aby być żonami i matkami (oczywiście
najlepiej chłopców), a nie tymi, którzy przynoszą rodzinie pieniądze. Sporym
kosztem dla jej rodziców jest też posag, którego najczęściej wymaga rodzina
potencjalnego przyszłego męża. Teoretycznie zwyczaj ten został prawnie zakazany
już w 1961 roku, ale w praktyce wciąż jest jeszcze w wielu miejscach stosowany.
Po ślubie dziewczyna opuszczają swoją rodzinę, a stają się własnością męża i
teściów i to nimi mają się zajmować. Tak więc inwestowanie w wychowanie i
wykształcenie córki nie opłaca się, bo sporo kosztuje, a nie ma szans się
zwrócić. Co innego syn. Syn jest dziedzicem majątku, jak dorośnie będzie
pomagał w gospodarstwie, albo pracował i przynosił do domu pieniądze. Co więcej,
żeniąc się zapewni rodzinie dodatkowe środki finansowe z posagu, a jego
małżonka będzie gotowała, sprzątała i prowadziła dom. Takie myślenie niestety
wciąż w Indiach jest na porządku dziennym i sprawia, że wiele kobiet
dowiadujących się o tym, że urodzą dziewczynkę postanawiają przerwać ciążę.
Aborcja selektywna została w Indiach zakazana w 1994 roku, a lekarzy obowiązuje też zakaz informowania rodziców o płci dziecka do 12. tygodnia ciąży. Mentalności ludzi nie da się jednak tak łatwo zmienić prawem. Według powszechnego spisu ludności przeprowadzonego z 2011 r., w Indiach na tysiąc mężczyzn przypadają tylko 943 kobiety, a rządowy raport z 2018 r. pokazuje, że w społeczeństwie "brakuje" ok. 63 milionów kobiet, których narodziny prognozowano w latach poprzednich. Oficjalne krajowe statystyki wyróżniają duże obszary, na których wskaźnik urodzeń dziewczynek jest bliski lub równy zeru. Skrajnym przypadkiem jest sytuacja z lipca 2019 roku, kiedy głośno było o regionie Uttarkash w północnych Indiach, gdzie w ciągu trzech miesięcy na 216 urodzeń w ponad 130 wioskach nie urodziło się ani jedno dziecko płci żeńskiej. Co więcej, w szesnastu z tych wiosek żadna dziewczynka nie urodziła się od co najmniej pół roku. Można się jedynie domyślać, że nie jest to zjawisko naturalne. Nie wiadomo do końca w jaki sposób kobiety dokonują tam aborcji, ponieważ dzieje się to po kryjomu, niejednokrotnie w warunkach o wątpliwej sterylności (baaa… w ogóle higieny!), co też wpływa na dużą śmiertelność młodych kobiet.
Miało być o aborcji, a widzę,
że troszkę odbiegłam od tematu. Myślę jednak, że aspekt aborcji selektywnej i
jej skutków ma bardzo duże znaczenie. Zmniejszająca się ilość kobiet zaczyna wpływać
na to, że w niektórych rejonach coraz trudniej o żonę. Kobiety z innych stanów
są więc czasami porywane i zmuszane do małżeństwa. Są to oczywiście skrajne
przypadki, niemniej jednak zdarzają się coraz częściej. Myślę, że niedługo może
dojść do kuriozalnej sytuacji, gdzie to rodziny młodych mężczyzn będą płacić
rodzinom dziewczyn za możliwość ożenienia się z nią, czyli niejako sytuacja z
posagiem odwróci się. Ciekawe czy mam rację… Na odpowiedź przyjdzie mi jednak
poczekać. A może nawet się nie dowiem, bo taka zmiana może nie dokonać się w
obecnym pokoleniu, a dopiero w następnym. Jedno jest pewne – dyskryminacja kobiet
ma się w Indiach bardzo dobrze i nie jest to dobra wiadomość…
Komentarze
Prześlij komentarz