„English Vinglish” – zawalcz o siebie!
Jeżeli chcecie zobaczyć film o odważnej kobiecie, która mimo przeciwności walczy o siebie i swoje relacje z najbliższymi to z całego serca polecam "English Vinglish". Jest to piękna opowieść o przełamywaniu barier, które w różnych wariantach przytrafiają się każdemu. Obowiązkowy seans dla wszystkich lubiących kino indyjskie, ale myślę że spodoba się także osobom, które jeszcze nie mają zbyt wiele wspólnego z bollywoodem. To idealna propozycja na dobry początek.
W końcu nastał ten dzień
i obejrzałam film ze Sridevi. Taaaak, wiem... Co ze mnie za fanka bollywood,
skoro dopiero teraz oglądam coś z tak ważną aktorką. Wstyd mi... Na swoje
usprawiedliwienie dodam tylko, że na początku mojej przygody z bollywoodem
dostępne były dla mnie prawie wyłącznie filmy gazetkowe i akurat nie trafiłam
na nic z nią w roli głównej czy nawet pobocznej, a potem już wybierając kolejne
filmy raczej skłaniałam się ku tym, których obsada była mi znajoma. Wolałam też
filmy "nowsze", a Sridevi jak pewnie wiecie miała 15-letnią przerwę w
graniu. Tak się więc poskładało, że nigdy nie widziałam jej na ekranie, choć
oczywiście była mi znajoma ze strzępów różnych ploteczek i newsów, na które
gdzieś tam napotykałam. O jej przedwczesnej śmierci jednak dość długo nie
usłyszałam. Był to akurat czas, kiedy moje życie miało ogromny rozpęd i newsy z
Indii były jedną z ostatnich rzeczy, które do mnie docierały. Przyszedł jednak
czas, kiedy się dowiedziałam i było mi ogromnie przykro, że świat stracił
fantastyczną osobę, a jej filmografia już nie będzie się poszerzać.
"English
Vinglish" był pierwszym filmem Sridevi po wspomnianej już 15-letniej
przerwie. Miał swoją premierę na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto w
2012 roku, gdzie otrzymał pięciominutową owację na stojąco. Przed premierą film
był pokazywany indyjskiej prasie i krytykom. Zyskał szerokie uznanie krytyków,
a recenzenci chwalili scenariusz, reżyserię, kreację Sridevi, a także ścieżkę
dźwiękową i zdjęcia do filmu. Jednym słowem WSZYSTKO ;)
Zanim jeszcze przejdę do
opisu fabuły wspomnę jeszcze o czymś, co konieczne jest do jej zrozumienia. Obecnie,
mówienie po angielsku w Indiach uważane jest za niezbędne do odniesienia
sukcesu. Został on w Indiach spopularyzowany przez Brytyjczyków w czasach
kolonialnych i jest tam obecny nadal jako jeden z języków urzędowych. Indie to
ogromny kraj, a Indusi posługują się ogromną ilością języków. Aby mieszkańcy różnych
regionów mogli w ogóle jakkolwiek dogadać się ze sobą, musieli zdecydować się
na jakiś kompromis. Angielski wydał im się idealny, ponieważ właśnie w czasach kolonialnych
wiele osób już się go nauczyło i był obecny chociażby w prawodawstwie. Osoba
nie znająca go jest uważana za niewykształconą, dlatego wiele szkół wprowadza język
angielski (zamiast lokalnego) jako pierwszy i główny język edukacji.
No to czas w końcu na
krótkie streszczenie filmu. Shashi (Sridevi) to świetna gospodyni, kochająca
żona i troskliwa matka. Jednym słowem wzorowa indyjska kobieta (w tym tradycyjnym
sensie oczywiście). W okolicy jest ceniona szczególnie ze swojego biznesu
słodyczowego (specjalizuje się w ladoo). Mimo, że żyje w swoim ojczystym kraju
to na każdym kroku spotykają ją nieprzyjemności związane z nieznajomością
języka angielskiego. Najbardziej bolesne są przytyki jej własnego męża i
dorastającej córki, która wstydzi się swojej mamy. Pewnego dnia Shashi dostaje
informację o zbliżającym się ślubie swojej siostrzenicy w Nowym Jorku. Wyjeżdża
więc na kilka tygodni przed swoją rodziną, aby pomóc w przygotowaniach. Podróż
i pierwsze dni w obcym kraju są dla niej niezwykle trudne. Nie czuje się dobrze
ani na mieście, ani w domu siostry. Niewiele rzeczy rozumie, ma problem z
poruszaniem się po mieście i ze zrobieniem nawet prostych zakupów. Kiedy zdarza
jej się szczególnie przykra sytuacja, postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i zapisuje
się na przyspieszony kurs języka angielskiego. Trafia do fantastycznej grupy, w
której nawiązuje nowe znajomości i przyjaźnie, a porozumiewanie się po
angielsku staje się dla niej o wiele łatwiejsze.
„English Vinglish” dostarczył mi wielu emocji.
Śmiałam się z zabawnych sytuacji, ale też płakałam razem z Shashi, kiedy
spotykały ją nieprzyjemności. Myślę, że dość łatwo przyszło mi wczuć się w jej
sytuację. Wiem jak czuje się człowiek, który robi się to czego inni oczekują,
choć czuje że tego nie chce. Potem najprostsze sprawy stają się nie do
ogarnięcia, a wszystko w człowieku mówi "po co mi to było, wiedziałam, że
tak będzie!". Akurat moja sytuacja była nieco inna i nie związana z nauką
języka, ale przypuszczam, że uczucie upokorzenia i rozczarowania sobą jest
takie samo. Trudności kształtują jednak charakter i wymuszają rozwój. Ja też
wzięłam byka za rogi i poradziłam sobie. I podobnie jak u filmowej Sashi tylko
na początku chodziło o to, żeby zadowolić innych. Później chodziło już o
odzyskanie szacunku do samej siebie.
Nie tylko ja znam to
uczucie. Sridevi doświadczyła w swoim życiu sytuacji bardzo podobnej do tej
filmowej, co pewnie bardzo pomogło jej wejść w rolę. Na początku swojej kariery
miała ogromne trudności związane z nieznajomością języka hindi. Miała genialny
słuch i potrafiła perfekcyjnie powtarzać nawet długie kwestie nie rozumiejąc ich
znaczenia. Talent aktorski pozwalał jej też dobrze interpretować wypowiadane
kwestie. Nazywano ją z tego powodu "papugą" i zdarzało jej się, że
spotykały ją różne nieprzyjemności. Na różnych spotkaniach branżowych była
wycofana, a pytana o coś odpowiadała półsłówkami. Ponoć niewiele osób zdawało
sobie sprawę z tego, że problemem jest język i niesłusznie odbierali ją jako
wyniosłą i nieprzyjemną. Nie przeszkodziło to jej jednak zostać królową kina Bollywood,
a język hindi z czasem stał się dla niej niemal jak ojczysty tamilski. Później
przyswoiła jeszcze kilka innych i stała się poliglotką :)
Okazuje się, że sytuacje
tego typu przytrafiają się ludziom niebywale często. Reżyserka, a zarazem
autorka scenariusza Gauri Shinde przyznała, że pomysł na film był oparty na
historii jej mamy. Kobieta nie mówiła biegle po angielsku (jej ojczystym językiem było marathi) co
prowadziło do wielu przykrych sytuacji. Podobnie jak filmowa Shashi prowadziła też
swój własny biznes. Nie były to jednak słodycze, a marynowane warzywa.
Zwykle nie czytam za
wiele o filmie przed jego obejrzeniem. Dzięki temu spotykają mnie niespodzianki
;) W "English Vinglish" taką niespodzianką był to gościnny występ
Amitabha Bachchana w bardzo sympatycznej roli współpasażera Shashi w czasie
lotu do Nowego Jorku. Ku mojemu zdumieniu okazało się, że są trzy wersje filmu
- w językach hindi, tamilskim i telugu (został pierwotnie nakręcony w języku
hindi, a później został częściowo ponownie nakręcony w języku tamilskim i
wydany razem z wersją z dubbingiem telugu). W tamilskiej wersji językowej ten
gościnny występ przypadł w udziale Ajithowi Kumarowi. Podobno to
supergwiazda tamtejszej kinematografii. Ja niestety nic o nim nie wiem… :/
Nawet jeśli kiedyś go w czymkolwiek widziałam, to nie jestem tego
świadoma. Obiecuję, że przyjdzie kiedyś czas na poznawanie przeze mnie
kina tamilskiego!
Uważam, że "English
Vinglish" to film wspaniały. Przepięknie pokazuje siłę Sashi, która mimo
przeciwności wkłada mnóstwo wysiłku w to, aby stać się lepszą wersję siebie.
Czy chodziło tylko o nauczenie się języka? Na pewno nie. O odzyskanie szacunku
męża i córki? Też, ale ja myślę, że jednak głównie o poprawę pewności siebie. Filmowej
bohaterce się to udało :)
Film jest cudny, daje
motywację do działania i pokazuje, że nawet niewielka zmiana może całkowicie
zmienić komfort życia. Jestem autentycznie oczarowana. Jestem pewna, że
"English Vinglish" objrzę jeszcze nie raz. W filmowej historii
znalazłam swoją i może dlatego zrobił na mnie tak dobre wrażenie. Czy ma jakieś
minusy? Pewnie ma, ale ja ich nie widzę :)
Jeśli ktoś jeszcze
zastanawia dlaczego lubię filmy indyjskie to po pierwsze: musi przeczytać mój
poprzedni post, w którym wymieniam powody miłości do Bollywood, a po drugie koniecznie
obejrzeć „English Vinglish”. Gwarantuję, że spodoba się nawet tym opornym J
Moja ocena:
10/10
Komentarze
Prześlij komentarz