[Filmy z Indiami w tle] cz.3

Dziś kolejna porcja klimatu Indyjskiego w kinie zachodnim. Nawet nie wiecie jak jest ich dużo! Ostrzę sobie ząbki na co najmniej kilkanaście, ale nie wszystkie są łatwo dostępne, a czasem mam klimat na oglądanie czegoś innego… Dlatego dość długo zajęło mi zebranie 5 kolejnych filmów z indyjskimi wątkami. Na szczęście udało się! Zapraszam do zapoznania się z kolejnymi propozycjami.



Zacznę od najmocniejszej pozycji z opisywanych dziś. Właściwie to jest to film, w produkcji którego Indie mają swój duży udział, jest to jednak koprodukcja kilku krajów, dlatego zdecydowałam się dołączyć ją do zestawienia.  

Lion. Droga do domu (2016)

Pięcioletni Saroo wiedzie ubogie, ale szczęśliwe życie. Ma starszego brata który jest dla niego wzorem, małą siostrzyczkę i kochającą mamę, która samotnie ich wychowuje. Chłopcy starają się pomagać jej w codziennych obowiązkach, a nawet zarabiać trochę pieniędzy, aby wspomóc bardzo dziurawy budżet. Pewnego dnia, na skutek splotu niefortunnych okoliczności, Saroo ląduje w stojącym na stacji pociągu, w którym zasypia. Niespodziewanie pociąg rusza, a chłopiec jedzie w nieznane. Trafia do Kalkuty i jakiś czas błąka się po tamtejszych ulicach. Niestety jest na tyle mały, że nie potrafi nikomu powiedzieć ani jak się nazywa jego mama, ani skąd pochodzi. Trafia do sierocińca i zostaje adoptowany przez małżeństwo z Australii. Stają się oni dla niego kochającą rodziną, zapewniają mu wygodne życie, wykształcenie i ogrom miłości. Saroo jednak wciąż myśli o swojej biologicznej rodzinie. Czy odnajdzie swoich bliskich?

Bardzo wzruszający, piękny film. Powstał on na podstawie książki opisujące prawdziwe wydarzenia. W ostatnich minutach filmu możemy zresztą zobaczyć te realne postaci. Trzeba przyznać, że bardzo starano się w filmie odwzorować ich wygląd i nawet w miarę to wyszło. W roli dorosłego Saroo występuje Dev Patel czyli chyba najczęściej pojawiający się w moich zestawieniach aktor o indyjskich korzeniach. Podobno do tej roli planowano obsadzić Madhavana (i byłby to nawet niezły wybór jeśli chodzi o podobieństwo do oryginału), ale postawiono jednak na bardziej znaną twarz. Nie zmienia to faktu, że najbardziej podobał mi się mały Saroo. Niezwykle rozczulający chłopczyk J

W filmie "Lion. Droga do domu" możemy zobaczyć też Tannishthę Chatterjee - znajomą Jarosława Kreta, wspominaną przeze mnie przy okazji recenzji książki "Moje Indie". Co prawda pojawia się na ekranie w dość mało znaczącej roli, ale jej udział został przeze mnie zapamiętany.

Klimat Indii towarzyszy nam prawie cały czas, bo nawet gdy Saroo przebywa w Australii to ciągle żyją w nim wspomnienia. Kto jeszcze nie widział to koniecznie musi nadrobić. Moim zdaniem jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich osób kochających Indie.


Lubicie historię? Teraz trochę o czasach minionych…

Pałac wicekróla (2017)

Akcja filmu dzieje się w 1947 roku. Do Indii wraz z żoną i córką przybywa z Wielkiej Brytanii nowy wicekról - lord Mountbatten. W jego pałacu zatrudnionych jest cała masa pracowników pochodzenia indyjskiego. Starają się oni godnie przyjąć nowego gospodarza i jego rodzinę. Lord Mountbatten przybył do Indii z ogromnie ważną misją. Nadzoruje on proces podziału Indii i odzyskiwania przez nie niepodległości. Zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji i stara się poprowadzić sprawę najlepiej jak to możliwe. Prowadzi rozmowy z indyjskimi przywódcami politycznymi - Jawaharlalem Nehru oraz Muhammadem Ali Jinnah. Dodatkowo ceni sobie też zdanie Gandhiego, czyli duchowego przywódcy Indii. Różne wizje przyszłości kraju powodują spory (niestety często krwawe). Proces ten jest niesłychanie trudny, a rozmowy trwają kilka miesięcy. Oprócz wątku politycznego w pałacu rozgrywa się również wątek miłosny. Lokajem wicekróla zostaje Jeet. Jest on zakochany się w Alii, która również pracuje w pałacu. Ona również czuje do niego coś więcej, ale odrzuca jego zaloty. Sama jest muzułmanką i boi się, że jej ojciec nie zaakceptuje jej związku z hindusem. Szczególnie trudne jest to w sytuacji, kiedy dyskutowany jest podział Indii na część hinduską i muzułmańską.

O podziale Indii mam pojęcie bardzo ogólne i prawdę mówiąc ten film trochę zmienił moją perspektywę. Wcześniej myślałam, że podział Indii Brytyjskich na Indie i Pakistan był bardzo sztuczny, nieprzemyślany, a dla decydentów nie był istotny los ludności. W filmie „Pałac wicekróla” lord Mountbatten jest przedstawiony jako autentycznie zatroskany o mieszkańców Indii. Wyszło, jak wyszło, ale nie do końca z jego winy. Wiem, że to tylko film. W rzeczywistości mogło być zupełnie odwrotnie, ale teraz biorę też pod uwagę inne opcje. Uważam, że to cenna lekcja wyciągnięta z seansu. A sam film arcydziełem może nie jest, ale ogląda się dobrze. Warto zobaczyć.

 

Łatwo dostępna, Netflixowa produkcja:

Namaste Wahala (2020)

Film oparty jest na romantycznej relacji między indyjskim chłopakiem a nigeryjską dziewczyną, którzy wchodzą w związek, mimo że pochodzą z zupełnie innych środowisk i kultur. Didi jest ambitną prawniczką. Jej ojciec nie jest zadowolony z tego, że angażuje się w sprawy społeczne, których cele są sprzeczne z celami jego kancelarii. Próbuje też wyswatać ją ze swoim pracownikiem, świetnym prawnikiem, a przy tym oczywiście Nigeryjczykiem. Tymczasem Didi poznaje Raja – czarującego biznesmena, z którym znajduje wspólny język. Zakochują się i postanawiają ze sobą być. Niestety ich rodziny nie tak wyobrażały sobie przyszłość swoich dzieci… Zaczyna się więc rzucanie im kłód pod nogi, przez co ich związek rozpada się. Ale jak to w filmach bywa… Dopowiedzcie sobie sami ;)

„Namaste Wahala” zostało okrzyknięte pierwszą poważną współpracą między Bollywood i Nollywood (kino Nigeryjskie), które są dwoma największymi przemysłami filmowymi na świecie, ale moim zdaniem nie wyszło to za dobrze. Nie będę ukrywać - szału nie ma. Taka sobie opowiastka :) Jest sporo takiego bollywoodowego klimatu, głównie za sprawą matki Raja. Film dostępny jest na polskim Netflixie, więc jest dość łatwo dostępny. Jeśli macie chwilę wolnego czasu, naszła was ochota na jakiś krótki filmik i nie szukacie zbyt wielu wrażeń to możecie obejrzeć. Nic jednak nie stracicie jeśli sobie odpuścicie ;)

 

Teraz dwa filmy, w których nawiązanie do Indii może nie jest duże, ale mimo wszystko je znalazłam i przytaczam:

Tajemniczy ogród (1993)

Wielu z Was zna pewnie powieść „Tajemniczy ogród” autorstwa Frances Hodgson Burnett. Za moich czasów była to szkolna lektura w podstawówce (nie wiem jak jest teraz), a przy okazji jedna z moich ulubionych książek z dzieciństwa. Film, który przytaczam to właśnie jej ekranizacja. Opowiada o dziewczynce - Mary Lennox, która po śmierci rodziców zostaje oddana pod opiekę swojego ekscentrycznego wuja - Lorda Cravena. Dziewczynka jest zagubiona w nowym miejscu i pozostawiona sama sobie. Podczas zabawy odkrywa na terenie posiadłości niedostępny dla nikogo zaniedbany ogród, skryty za wysokim murem. Podejmuje się dbania o rosnące tam rośliny, aby przywrócić ogrodowi dawną świetność, a przy okazji odmienia życie swoje i paru innych osób. Bardzo ciepła opowieść, polecam osobom, które lubią bajki J

Ale zaraz, zaraz, gdzie tu te Indie? Otóż Mary zanim trafiła do wuja, mieszkała w rodzicami w Indiach. Właściwie to wychowywała ją hinduska niania (Ayah), ponieważ jej rodzice byli stale zajęci. Na początku filmu akcja dzieje się więc właśnie w Indiach, słyszymy tamtejszą typową muzykę i spotykamy też kilka osób indyjskiego pochodzenia. Te obrazki są może nieco sztuczne, ale i tak była to dla mnie miła niespodzianka, bo po film sięgnęłam zupełnie z innego powodu nie pamiętając, że Indie pojawiały się również w książce.

 

A na koniec coś czego pewnie zupełnie się nie spodziewacie…

Harry Potter (2001-2011)

Celowo nie podaję tu jednej części, bo wątki o których chcę napisać występują w całej serii. Nie sądzę, aby było konieczne przytaczanie całej historii, bo zakładam że każdy ją zna, ale żeby formalności stało się zadość...

Harry jest sierotą, wychowywanym przez wuja i ciotkę. Nie jest jednak szczęśliwy. Pewnego dnia zostaje zaproszony do szkoły czarodziejów – Hogwartu. Tam też uczy się używać magii oraz nawiązuje silne przyjaźnie. W miarę postępu akcji, dowiaduje się też mrocznych tajemnic o swojej przeszłości i musi zmierzyć się z okrutnym czarnoksiężnikiem Voldemortem.

Skąd w moim zestawieniu wziął się „Harry Potter”? Pierwsze i chyba oczywiste nawiązanie do Indii to pojawiające się bohaterki Padma i Parvati Patil. Dziewczyny są rówieśniczkami Harrego Pottera, dlatego dość często pojawiają się w książkach. W filmach wydaje mi się, że jest ich trochę mniej, ale nieco większy ich udział dostrzegłam w części IV („Harry Potter i Czara Ognia”), kiedy to Harry i Ron zapraszają je na Bal Bożonarodzeniowy w charakterze swoich osób towarzyszących. Dziewczyny pojawiają się na nim ubrane w charakterystyczne dla Indii stroje i z bindi na czołach. W kolejnej części (Harry Potter i Zakon Feniksa) są członkiniami Gwardii Dumbledora i też widać je troszkę częściej, choć już w zwykłych, szkolnych szatach. Miły indyjski akcencik podczas oglądania ;) Co ciekawe, dziewczyny w roli bliźniaczek Patil nie są nawet siostrami i wcale nie pochodzą z Indii, a z Bangladeszu.

Znalazłam też taki śmieszny obrazek. Dla nieznających angielskiego, tłumaczę: "Mało znany fakt z "Harrego Pottera": Padma i Parvati Patil miały siostrę o imieniu Anjali, która została wydalona z Hogwartu za problemy z zachowaniem, zanim jeszcze jej siostry tam dołączyły. Nastolatka z problemami została odesłana i za karę uczyła się w szkole średniej w Indiach. Oto ich rzadkie wspólne zdjęcie". Chodzi oczywiście o bohaterkę filmu "Kuch Kuch Hota Hai" graną przez Kajol. Podobne, prawda? J



Druga rzecz to już nieco głęboko szukany i wydumany fakt, ale mimo to chciałam się nim podzielić. Kojarzycie węża, który towarzyszył Voldemortowi? Wąż ten ma na imię Nagini. Imię to pochodzi z sanskrytu i jest to żeńska forma słowa nāga, co oznacza „wąż”. O znaczeniu naga i nagini w hinduizmie, buddyzmie i dżinizmie dowiecie się troszkę więcej tutaj: https://delphipages.live/pl/rozne/naga-hindu-mythology. Myślę, że to fajna ciekawostka dla wszystkich potteromaniaków.


Cóż, z tymi ostatnimi dwoma, to może się trochę zapędziłam… ;) Nie jest to duży udział indyjskiego klimatu w całym filmowym kontekście, ale i tak fajne akcenty. Co prawda były mi wcześniej znane, ale jakoś nie rzuciły się wcześniej w oczy i były miłym zaskoczeniem w trakcie seansów.  Lubię takie niespodzianki ;)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kilka memów na poprawę humoru

Sushant Singh Rajput nie żyje

„Love Aaj Kal” x 2