Tanecznym krokiem, czyli „Aaja Nachle”
Jeżeli chcecie zobaczyć niezwykły spektakl taneczny to zachęcam do obejrzenia filmu "Aaja Nachle". Wróciłam do niego po dość długiej przerwie i nic a nic nie stracił w moich oczach. Wręcz chyba zyskał 😊 Piękna Madhuri Dixit zabiera nas w podróż do świata tańca, a przy okazji pokazuje kawałek życia w niewielkiej miejscowości gdzieś w dalekich Indiach. Oto moja recenzja.
Diya (Madhuri Dixit) pochodzi z Shamli. Jest to niewielka miejscowość w
Indiach, w której każdy zna każdego. Jako młoda dziewczyna uczy się tańczyć pod
okiem guru Makranda. Razem z nim i grupą początkujących tancerzy świetnie bawią
się na próbach, nawiązują przyjaźnie i wystawiają przedstawienia dla
wszystkich mieszkańców. Osoby starsze i bardziej tradycyjne nie do końca
pochwalają te aktywności, ale w większości pozwalają młodym na naukę tańca,
ponieważ wystawiane przez nich spektakle są jedną z ich niewielu rozrywek.
Pewnego dnia Diya poznaje przystojnego fotografa z Nowego Jorku, w którym się
zakochuje. Kiedy dowiadują się o tym jej rodzice, postanawiają zakazać jej
tańca i wydać ją za mąż za hindusa. Pozwalają jej wystąpić w ostatnim
przedstawieniu, a zaraz potem mają nastąpić zaręczyny. Zdesperowana dziewczyna
decyduje się wyjechać z ukochanym do USA. To sprowadza hańbę na nią i jej
rodzinę. Diya jednak jest z dala od tego i układa sobie życie w Nowym Jorku. Poznajemy
ją po kilku latach. Jej życie może nie potoczyło się tak jak marzyła, ale mimo
to jest szczęśliwa. Obiecała sobie jednak nigdy nie wrócić do Indii. Do
czasu... Pewnego dnia otrzymuje telefon, który skłania ją ku temu, aby znów
odwiedzić swoje rodzinne strony. Tam czeka ją wielkie wyzwania na rzecz
lokalnej społeczności, ale czy mieszkańcy zaakceptują swoją zhańbioną
Diyę?
Pamiętam jak po raz pierwszy oglądałam ten film. Byłam wtedy bardzo dumna,
bo znalazłam go gdzieś w necie jakoś rok/dwa po premierze, czyli w moich oczach
jawił się jako totalna świeżynka. Do dziś pamiętam, że w wersji którą oglądałam
napisy były bardzo nieudolnie przetłumaczone i rozjeżdżały się z obrazem, ale
chyba to nie było dla mnie w tamtym momencie ważne. Najważniejsze było, że
oglądam film bolly PRAWIE ZARAZ po premierze. Teraz mnie to trochę śmieszy, ale
pamiętajcie, że wtedy internet nie był aż tak rozwinięty jak teraz :)
"Aaja Nachle" był dla mnie bajeczny, kolorowy i
totaaaalnie egzotyczny. Przede wszystkim jednak był to jeden z pierwszych
filmów bollywood, które oglądałam i chyba pierwszy bez Shah Rukh Khana! Wtedy
wydawało mi się niedorzeczne, żeby nie było go w filmie xD Chyba nie
miałam wtedy jeszcze pojęcia o tym jaki wielki jest Indyjski przemysł filmowy J
Wiem, że wtedy czytałam o tym, że jest to powrót na ekrany sławnej aktorki
Madhuri Dixit. W tamtym czasie kompletnie nie była mi znana, a i teraz wśród
obejrzanych przeze mnie filmów z jej udziałem nie ma ich zbyt wiele...
Najlepiej chyba wspominam "Hum Aapke Hain Koun..!"
i "Aaja Nachle" właśnie. Poza tymi dwoma widziałam jeszcze "Dil
To Pagal Hai", "Devdas", jakieś występy gościnne i chyba tyle.
Jej starsze filmy chyba nie są zbyt łatwo dostępne w Polsce, bo na nic innego
przypadkiem się nie natknęłam (chociaż faktem jest, że nie szukałam jakoś
bardzo intensywnie). Planuję niedługo obejrzeć jej najnowszy serial na
Netflixie, stąd też pomysł, żeby najpierw przypomnieć ją sobie w filmie. Wracając
jednak do jej powrotu na ekran to "Aaja Nachle rzeczywiście było jej
pierwszym filmem po blisko 6 latach przerwy. Jej ostatnim filmem przed
"urlopem macierzyńskim" był "Devdas". Obecność na planie
takiej gwiazdy i to po tak długiej nieobecności wiązało się z tym, że była
traktowana w niemal królewski sposób. Codziennie były kupowane jej ulubione
czekoladki, a plan zdjęciowy był odwiedzane przez inne gwiazdy, z którymi
pracowała przy swoich wcześniejszych filmowych hitach (Salman Khan, Shah Rukh
Khan), aby znów zobaczyć ją przy pracy. Moim zdaniem spisała się świetnie.
Przede wszystkim popisała się swoim talentem tanecznym, ale aktorsko też wyszło
bardzo fajnie. Może lekko drażniły mnie sceny, w których pojawiała się jako
młodsza wersja Diyi, ale nie takie rzeczy już w bollywoodzie widziałam :D Nie
było najgorzej :) Madhuri ma niezwykle plastyczną twarz. Robi niesamowite "miny"
(jeśli mogę to tak nazwać), a to zwłaszcza w tańcu nadaje jej specyficznego
charakteru. Kiedyś zdawało mi się to śmieszne, ale teraz myślę, że to cecha
bardzo ważna w Indiach. Brałam udział w kilku pogadankach na temat tradycyjnych
indyjskich tańców i było tam wiele razy podkreślane, że razem z ciałem
tancerki, tańczyć ma też cała twarz. Mimika ma wyrażać emocje, które chce się
przekazać. Wydaje mi się, że Madhuri właśnie to potrafi.
Jej występ w "Aaja Nachle" uważam za bardzo udany. Zresztą w
ogóle film mi się podobał. Może to nie arcydzieło, ale bardzo lubię go oglądać.
Co ciekawe, otrzymał głównie mieszane lub negatywne recenzje i został uznany za
klapę. Jedną z przyczyn jest to, że film został zakazany w stanach Uttar
Pradesh, Haryana i Pendżabie w ciągu pierwszych dni po premierze z powodu
rzekomych uwag kastowych. Chodziło o to, że w piosence „Aaja Nachle” padają
słowa: „W okolicy panuje chaos, nawet Mochi (szewc) nazywa siebie Sunaarem
(złotnikiem)”. Dalici stwierdzili, że słowa te sugerują, że Mochis (kasta
szewców) jest gorsza od Sunaarów (kasta złotników). Po pisemnych przeprosinach
i zmianie spornego tekstu zakaz ten jednak został szybko zniesiony. Sprawa
jednak zdążyła obić się już o parlament, nie przysparzając filmowi dobrej
reklamy... Rozumiem, że mogło to wpłynąć na odbiór filmu, ale dziwi mnie, że
oceny filmu są aż tak surowe.
Bardzo dobrze przyjęta została natomiast muzyka z filmu. Ja też bardzo ją
lubię. "Aaja Nachle" znam chyba na pamięć. Rytmiczna, żywiołowa,
mocno wpada w ucho. Teledysk też bardzo mi się podoba. Madhuri wymiata na
parkiecie ;) Kiedyś zresztą próbowałam nawet nauczyć się tego układu
tanecznego, ale cóż... 😂. Właściwie to podobają mi się chyba wszystkie
piosenki z filmu, ale wyróżnię jeszcze piosenkę „Ishq Hua”, bo też jakoś tak
mocno utkwiła mi w pamięci. W przeciwieństwie do „Aaja Nachle”, ta jest
bardziej nastrojowa, spokojna.
Jeszcze w kontekście muzyki muszę przyznać, że spektakl na końcu filmu jest
przepiękny i niezwykle bajkowy. Opowiada on historię miłosną pomiedzy Laylą
i Qaysem, który z powodu swojej ogromnej miłości do Layli zyskał przydomek
szaleńca (czyli Manjun). Dla mnie to bardzo fajne zetknięcie z tym klasycznym
perskim poematem. Ich historia miłosna jest jedną z najpopularniejszych w
świecie islamu, utrwaloną w legendach, opowieściach, wierszach, piosenkach i
eposach. To taka opowieść w stylu „Romea i Julii”, tyle że popularna głównie w
islamskim kręgu kulturowym. Co ciekawe, również i w naszej zachodniej kulturze
mamy do niego nawiązania, w tym takie, które zna chyba każdy. Kojarzycie utwór
"Layla" Erica Claptona? Właściwie jest to utwór zespołu Derek and the
Dominos, ale kojarzymy go jednak bardziej z samym Claptonem. Tekst utworu jest
inspirowany właśnie tą historią. Wsłuchajcie się w słowa, albo skorzystajcie z
tłumaczenia. Rzeczywiście jest on o szalonej miłości. Na tej samej płycie jest
jeszcze jeden utwór śpiewany przez Erica Claptona „I am yours”, którego słowa
są niemal w całości zaczerpnięte z najpopularniejszej wersji opowieści o Layli
i Manjunie spisanej przez Nizamiego.
Sam spektakl w filmie „Aaja Nachle” wydaje mi się, że przedstawia nieco
inną wersję historii Layli i Manjuna. Nie zaobserwowałam tutaj tak wyraźnego
szaleństwa Manjuna, ale to może kwestia tego że jest mnóstwo wersji tej
opowieści i w filmie wykorzystano pewnie inną. Całe filmowe przedstawienie do
zobaczenia tutaj:
"Aaja Nachle" jest według mnie inny niż wiele innych filmów
bollywood. Nie jest to typowy romans, choć mamy przecież wątki miłosne. Są one
jednak raczej pobocznym elementem wzbogacającym fabułę. Na początku mamy
przecież miłość Diyi i Steva, a w tle zakochanego w niej Mohana, później chyba
najwyraźniejsza historia miłosna tego filmu czyli uczucie rodzące się
pomiędzy odtwórcami ról Layli i Manjuna, czyli Anokhi i Imranem, a
na koniec szansa na kolejną miłość dla Diyi. Na pierwszym planie jest jednak
przedstawienie, które ma się odbyć i związane z nim komplikacje. Mimo, że
miłość nie jest w filmie najważniejszym tematem to mimo wszystko zakwitła
jednak na planie. Konkona Sen Sharma i Ranvir Shorey (odtwórcy roli Anokhi i
Mohana) zaczęli się spotykać właśnie po tej produkcji. Stanowili piękną parę, a
ich miłość zaowocowała ślubem. Doczekali się też syna. Niestety ich małżeństwo
zakończyło się rozwodem w 2020 roku.
Gdybym miała podsumować „Aaja Nachle” jednym słowem to określiłabym go jako
bajeczny. Bardzo podoba mi się
fabuła, która jest dość nieoczywista. Wysoko oceniam Madhuri w roli głównej –
jej wdzięk, umiejętności taneczne i aktorskie. Do muzyki często wracam, więc
też zdecydowanie na plus. Owszem, w filmie wkrada się parę banałów, ale czyż
nie za to kochamy Bollywood? J Szkoda, że w filmie nie znalazło się więcej aktorów z najwyższej półki i
że wkradł się ten skandal zaraz po premierze… Film nie odniósł może
spektakularnego sukcesu, ale mnie się bardzo podoba ;)
Moja ocena:
8/10
Komentarze
Prześlij komentarz