Weselna klapa, czyli „Shaandaar”
Ślub chyba w każdej rodzinie jest wielkim wydarzeniem. Bywa jednak, że jest traktowany jako transakcja biznesowa. Taką właśnie historię opowiada film, który dziś biorę na tapet. O „Shaandaar” mówi się, że to pierwsza filmowa porażka Alii Bhatt, a Shahid Kapoor wielokrotnie powtarzał, że gdyby mógł to wymazałby go ze swojej kariery. Czy rzeczywiście to taki zły film?
Jak tam wasze jesienne samopoczucie? Ja spodziewam się chandry jak co roku,
chociaż jak na razie towarzyszy mi całkiem fajne samopoczucie, oby jak
najdłużej ;) Mam też już za sobą przeziębienie, czyli wjechał ciepły kocyk, herbatka
z cytryną i imbirem lub sokiem malinowym. Ten czas osłabienia udało mi się
wykorzystać na oglądanie m.in. „Shaandaar”. Na szczęście wróciłam już do
zdrowia, a odzyskane siły wykorzystałam na spisanie swoich wrażeń. Zapraszam.
Rodzina Arorów jest dość specyficzna i można powiedzieć, że dzieli się na
dwa obozy. Alia (Alia Bhatt) jest sierotą adoptowaną przez Bipina Arorę (Pankaj
Kapur). Swoją przybraną córkę kocha równie mocno jak rodzoną córkę Ishę (Sanah
Kapoor), choć z Alią łączy go więź szczególna. Jego żona Geetu (Niki Aneja
Walia) i matka Kamla (Sushma Seth) są obrzydliwie próżne i nastawione wyłącznie
na życie w bogactwie i wydaje się, że nie kochają nikogo i niczego poza
pieniędzmi. Dziewczynki dorastają i nadchodzi czas na zamążpójście. Pierwsza do
odstrzału idzie Isha. Babcia i matka szykują jej małżeństwo z majętnym Robinem Fundwani
(Vikas Verma), który jest maniakiem fitnessu i ma obsesję na punkcie swojego brzucha.
Na Ishę patrzy on jednak z ogromną pogardą, ponieważ jest ona otyła. Nie jest
to dobra wróżba na przyszłość, prawda? Małżeństwo jest aranżowane jako fuzja
biznesowa pomiędzy rodzinami Fundwani kierowaną przez Harry’ego Fundwani (Sanjay
Kapoor) i Arorami. Pod tym interesem kryje się jeszcze drugie dno, ale o tym
dowiecie się oglądając film J Alia świetnie bawi się podczas przygotowań do ślubu, a towarzystwo
najczęściej zapewnia jej Jagjinder Joginder (tak, tak, to nie pomyłka J brzmi to bardzo zabawnie, co zresztą jest tematem żartów wśród bohaterów
filmu), zwany również JJ (Shahid Kapoor). Jest on organizatorem wesela i
wszystkich wydarzeń poprzedzających. Bipin nie pała zbyt wielką sympatią do
chłopaka, ale mimo to JJ jest pewny siebie i nie daje się odsunąć. Jesteśmy
więc świadkami wielu zabawnych potyczek pomiędzy nimi. Co ciekawe Alia i JJ oboje
cierpią na bezsenność. Ta przypadłość łączy ich ze sobą w szczególny sposób.
Czy uda im się oswoić swoje fobie i przy okazji uratować biedną Ishę przed
kiepską przyszłością u boku zapatrzonego w siebie Robina? O tym jak wstrętny
jest Robin da się łatwo wyczuć oglądając poniższy teledysk filmowy:
Pierwsza część filmu oraz inne retrospekcje są pokazane w nietypowy sposób,
bo jako animacja. Zresztą drobne elementy animacji pojawiają się także w całym
filmie. Spotkałam się z opiniami, że jest to kiczowate i infantylne, ale moim
zdaniem nadało to filmowi takiego jakby bajkowego charakteru. Jak dla mnie to
całkiem w porządku. Baśń o sierotce wychowywanej przez złą macochę, która czeka
na swojego księcia jest przecież kochana przez wszystkie dziewczynki w
dzieciństwie. Tak właśnie widziałam „Shaandaar” i może rzeczywiście potraktowałam
go przez to mniej poważnie i skupiłam się głównie na jego walorze rozrywkowym,
a taki w mojej ocenie ma.
Sama fabuła chyba Was nie odstrasza, prawda? Czytałam jakiś krótki opis
filmu przed seansem i wydawała mi się interesująca. Zresztą słusznie, bo według
mnie była całkiem niezła ;) Streszczając ją ciężko jednak przedstawić poziom
absurdu z jakim spotykamy się w „Shaandaar” i totalnie się tego nie
spodziewałam. Szczerozłota broń, grzybki halucynki, czytanie w myślach, gadające
kurczaki, śmierć na skutek kichnięcia i wiele, wiele innych. Film wypełniony
jest takimi kosmicznymi akcjami i wierzcie mi, nie nudziłam się ani sekundy, a przez
większość czasu towarzyszył mi szeroki uśmiech lub wręcz chichot ;) Powodem mojej
wesołości nie było na szczęście zażenowanie, a faktyczna śmieszność dialogów i
sytuacji. Humor w „Shaandaar” może nie jest najwyższych lotów, ale też nie jest
z najniższej półki (no może z tymi kurczakami posunęli się trochę za daleko). Dla
mnie to była komedia na poziomie trochę powyżej średniej, a przyznam że się
tego nie spodziewałam. Myślałam, że będzie to bardziej romans ;)
Czytając opinie o tym filmie wielokrotnie zauważyłam, że krytycy jako główny walor traktują obsadę. No dobra, może nie jako walor. Piszą, że mocna obsada to jedyna rzecz, która do tego filmu zachęca… Nie zbyt zgadzam się w tymi złymi recenzjami, mi tam film się podobał, ale obsada faktycznie jest bardzo w porządku. W mojej opinii Alia Bhatt w roli głównej poradziła sobie nieźle. Jej filmowa Alia była lekko ekscentryczna, ale chyba o to chodziło. Chociaż wolę ją oglądać w poważniejszych rolach, już trochę dojrzalszą, np. w „Raazi” lub w „UdtaPunjab” (tu zresztą również w duecie z Shahidem). Jak już mowa o Shahidzie to muszę powiedzieć, że dla mnie jest on najmocniejszym punktem „Shaandaar”. Ten uśmiech, błysk w oku, taniec, ahhh… Od zawsze mam do niego słabość. Tu jeszcze jego bohater ma tak bardzo sympatyczną naturę, że nie da się go nie lubić. Patrząc na niego wielokrotnie miałam ochotę westchnąć jak babcia Kamla: „what a hosttie hottie!” ;) Tak, był najlepszy! Bardzo podobały mi się też sceny, w których JJ spierał się, kłócił, robił sobie żarty i psikusy z Bipinem. Była między nimi fajna chemia, może dlatego, że Shahid Kapoor i Pankaj Kapur to prywatnie syn i ojciec. Pewnie łatwiej było im się wczuć w te drobne spory pomiędzy nimi ;) Pankaj zresztą miał tu okazję zagrać nie tylko z synem, ale też córką, bo Sanah Kapoor w roli Ishy to właśnie jego latorośl. To zresztą jej filmowy debiut. Wyszła im taka trochę rodzinna produkcja. A mogło być zupełnie inaczej, bo do roli Bipina Arory rozważani byli m.in. Govinda (jak to dobrze, że nie został zaangażowany! Okrutnie mnie on drażni), Karan Johar (ma jednak inny epizod w filmie) i Sajid Khan. Wszyscy odrzucili rolę. Ostatecznie to Pankaj Kapur wcielił się w tą postać i wyszło mu świetnie.
Jak już wspomniałam o recenzjach to muszę napisać, że „Shaandaar” ma bardzo słabe oceny krytyków. Za największą słabość uważany jest scenariusz, który jest niespójny, nie przekazuje wartościowych treści. Faktycznie, nie ma jakiejś wielkiej głębi (a treść miała ku temu potencjał), wszystko co film chciał powiedzieć to powiedział wprost. Nie ma tu niedopowiedzeń, raczej nie ma więc miejsca na swoje interpretacje czy refleksje. Po prostu bajka. Moim zdaniem opowiedziana w ciekawy sposób. No cóż, ja jednak nie podzielam tych złych opinii i co mi zrobicie J
Mimo, że „Shaandaar” nie cieszy się najlepszymi recenzjami, to ja mam o nim
dobre zdanie. Jest bardzo pozytywny, dał mi dużo uśmiechu i przyjemności z
oglądania. Jest nieco dziwny (no dobra, momentami jest totalnie głupi), ale nie przeszkadzało mi to. Bajkowy klimat
wprowadził mnie w miły i beztroski nastrój. Gwiazdą filmu jest zdecydowanie
Shahid Kapoor, który błyszczał na ekranie i brylował w towarzystwie innych
aktorów. Bardzo miłą niespodzianką był dla mnie fakt, że część filmu nakręcona
została w Polsce. Wszystko to składa się na moją dość wysoką ocenę.
Moja ocena:
7/10
Komentarze
Prześlij komentarz